20:55

Suzanne Collins Hunger Games (Igrzyska śmierci)

Książki dla młodzieży, tak jak chyba wszystko na tym świecie, mają swoje fazy, albo nurty... Zależy, jak kto woli to nazywać.

Pierwszym nurtem, który pamietam, był szał na magię, wywołany przez Harry'ego Pottera. Niezliczone ilości dzieciaczków odkrywały, że są niezwykłe i tylko one mogą uratować świat.

Drugi nurt, to wszelkiego rodzaju fantastyczne romansidła. Wampiry, wilkołaki, upadłe anioły, zmiennokształtni, faerie i takie tam potworki po jednej stronie, a po drugiej stronie wiecznie umęczone, "przeciętnej urody" dziewczęta. Kto to spowodował? Serio? Nie wiecie? Zmierzch.



Teraz powstaje (a raczej już powstał) nurt, który moim zdaniem, jest odpowiedzią na sytuację gospodarczą i polityczną na świecie. Chyba, że przeceniam autorów powieści młodzieżowych, jeżeli tak, to przepraszam!
Tym nurtem, są antyutopie. 

Jak podaje moje ulubione źródło wiedzy encyklopedyczej w internecie, czyli ciocia Wikiedia :


Antyutopia (utopia negatywna) – utwór przedstawiający społeczeństwo przyszłości, którego organizacja polega na ograniczaniu wolności jednostki poprzez całkowite podporządkowanie jej systemowi władzy.

 Jako że eM jest stworzeniem, któremu jak coś się spodoba, to potem szuka czegoś w podobnym stylu, dlatego wszystkim, którym podobały się Igrzyska Śmierci, radzę uzbroić się w cierpliwość, mam dwie ksiażki w podobnym stylu, o których napiszę, kiedy zaliczenia i sesja pozwolą.

No właśnie. Igrzyska Śmierci.
Cały świat stara się udowodnić eM, że eM nie ma racji. Zanim eM odkryje coś fajnego, eM musi najpierw stwierdzić "Eee... Takie sobie". Tak było właśnie z trylogią pani Collins. Gdzieś z rok temu, zamiast uczyć się do matury, buszowałam po internecie. Natknęłam się na wiadomość, że kolejny amerykański "bestseller" będzie ekranizowany. Po przeczytaniu opisu, obejrzeniu zdjeć, stwierdziłam, że szału nie ma.

pół roku później
Jak wszystkim wiadomo, kiedy człowiek ma się uczyć, wszystko jest bardziej interesujace. Szczególnie jeśli chodzi o całkiem niezły zwiastun filmu na podstawie ksiażki, która zbiera całkiem niezłe recenzje.
Po załapaniu, że już kiedyś, gdzieś o tym słyszałam ("ojej, naprawdę powiedziałam, ze to jest be?"), postanowiłam przeczytać to coś, aby móc spokojnie iść do kina.*

Jeżeli chcecie wiedzieć o czym to jest, zapraszam do przeczytania tyłu okładki. Znajdziecie te informacje baaardzo szybko. eM chciałaby się skoncentrować tu na czymś innym.

Nie lubię książek z narratorem pierwszoosobowym w czasie teraźniejszym. Odpycha mnie od nich. NIe wiem czemu, ale mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiem. W tym przypadku, też odczuwałam niecheć, ale po przeczytaniu całej trylogii stwierdziłam, ze to dlatego, że chciałam więcej wiedzieć o tym świecie. Poznać bardziej sytuację polityczną, historię.

Początki były trudne, ale już po pierwszym rozdziale nie mogłam się oderwać. Może to dlatego, że autorka ma irytujący zwyczaj kończenia rozdziału w połowie akcji. Może dlatego, że główona bohaterka, a za razem narratorka, nie jest irrytujacym nierealistycznym stworzeniem, które tylko "oha" i "aha".

 Książka powala pod tym względem, że jest metaforą czasów w których żyjemy. Poprzez liczne metafory i nawiązania (o których znalezienie moja pani od polskiego pewnie by mnie nie podejrzewała ;)) ukazuje jacy jesteśmy i do czego możemy doprowadzić, jeżeli się nie opamiętamy. Sami bohaterowie ksiażki w pewnym momencie wyrażają sąd nad nami.
Jak to powiedziałam kiedyś, zaraz po zakończeniu czytania... Książka ostro daje po głowie.
I tu nie tylko chodzi o politykę. Także o kulturę, gospodarkę, życie w społeczeństwie. Dlatego w pewnych momentach czułam niedosyt informacji.

Trylogię kupiłam w wersji polskiej w lutym. Od tego momentu, nie miałam jeszcze wszystkich trzech częsci razem w domu. Cały czas je komuś pożyczam i większość z tych osób, jest nimi zachwycona.
Jeżlei ktoś czuje się na siłach, to niech przeczyta to po angielsku, a jeżeli nie, to polska wersja jest bardzo ładnie przetłumaczona (tłumacze z Media Rodzina, zawsze odwalają kawał dobrej roboty).

A co do filmu...
Obejrzyjcie go, dopiero po przeczytaniu co najmniej pierwszej części.
Sam w sobie nie jest zły, ale pomija kilka spraw, a kilka scen dodaje, których nie było w ksiażkach, a dla tych co przeczytali całą trylogię dodają "smaczku".
Zwiastun dla zainteresowanych:


And may the odds be EVER in your favor!

*eM należy do osób, które po obejrzeniu filmu na podstawie ksiażki, nie mają siły w sobie, aby przeczytać książkę, na podstawie której ten film był nakręcony. Nie pytajcie sie. Sama eM nie rozumie swojego mózgu czasa... często. 




3 komentarze:

  1. eM, Twoje refleksje na temat tej antyutopijnej trylogii potrafiłyby przekonać do sięgnięcia (chociażby po pierwszą część sagi) nawet najbardziej opornego na bogactwo i piękno książek ignoranta literackiego ;) na szczęście nie należę do tego grona, więc już po przeczytaniu kilku początkowych akapitów stwierdziłam: coś dla mnie. zwłaszcza, że przepadam za książkami i filmami, które zmuszają do głębszej refleksji.

    btw. co Ty na to, gdyby ktoś zaproponował napisanie Ci recenzji Trylogii sienkiewiczowskiej? oszczędziłabyś nerwów wielu polonistom, którzy nie mogą namówić swoich pupilków do czytania ;P Twój lekki styl rzeczywiście zachęca.
    pozdrawiam, WW

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądałam film, nawet sama nie wiem czemu zaczęłam właśnie od niego, zazwyczaj wolę na początku przeczytać książkę zanim zabiorę się za ekranizację. Film był nawet fajny, dlatego mam wielką ochotę przeczytać całą trylogię, ale raczej nie w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapomniałam Ci powiedzieć, że w końcu obejrzałam ten film! I stwierdzam, że był ok, ale w przypadku tego typu książek wolę jednak puścić wodze fantazji i odtworzyć ten świat we własnej głowie - tam jest fajniejszy :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © eM poleca , Blogger