O tym, jak możecie pomóc życiu napisać
szczęśliwe zakończenie.
Nie wiem czy wiecie, ale nie jestem fanką
obyczajówek. Od czasu do czasu mogę jakąś przeczytać, ale zazwyczaj kończy się
to kręceniem nosem na prawdopodobieństwo wydarzeń a przy okazji odnowieniem
alergii na cukier*.
I nadal za nimi nie przepadam. Jednak
złośliwy los spowodował, że dał mi rolę przyjaciółki głównej bohaterki w jednej
z nich. Tylko, że w prawdziwym życiu.
Była końcówka sierpnia. Pamiętam, że za oknem świeciło słońce, a
ja leniłam się niemiłosiernie, snując się po mieszkaniu w piżamie. Miałam
wolne, mogłam robić co mi się tylko podoba (więc prawdopodobnie przewijałam
tumblra, bo co innego można robić, jak ma się w planach produktywne spędzenie
dnia, kiedy jest się mną).
Ciszę przerwał telefon. Zuzaczek**.
To nie było nic nadzwyczajnego - Zuza
potrafi do mnie zadzwonić, biegając między jednym urzędem a drugim,
szczególnie, kiedy dłuży się jej podróż w komunikacji miejskiej.
Jednak od pierwszego słowa już wiedziałam, że coś jest
nie tak. Szczerze - nie pamiętam dokładnie co mówiła. Jechała taksówką do
szpitala do którego został zabrany Piotrek - jej chłopak. Miałam nadzieję, że
wyolbrzymia sytuację, że wszystko szybko skończy się szczęśliwie, a ja znowu
będę mogła wypominać jej panikowanie, bo tak naprawdę nie stało się nic strasznego.
Niestety, tym razem byłam w błędzie.
Piotrek uznał udaru krwotocznego na skutek
pęknięcia naczyniaka. Przez 10 dni był pogrążony w śpiączce. Kiedy w końcu się
wybudził, był to dopiero początek walki o powrót do zdrowia. Głębokie porażenie
czterokończynowe spowodowało, że podniesienie ręki, które kilka tygodni wcześniej
nie wymagało wysiłku staje się ogromnym wyzwaniem.
Wiecie, co jest w tym najbardziej
przerażające? Że to mogło spotkać każdego z nas. Nic nie wskazywało na to, że
Piotrek w swoim ciele ma tykającą bombę, która może w każdym momencie
wybuchnąć. Dwa tygodnie wcześniej byli razem z Zuzą na wakacjach nad morzem.
Kilka dni wcześniej, bawili się na weselu.
Czasami z Zuzą śmiałyśmy się, że fajnie
byłoby przeżyć jedną z historii o których czyta się w książkach. Nie
przypuszczałyśmy nawet, że jej życie zmieni się w jedną z nich i obsadzi ją w
głównej roli.
Każdy kto zna Zuzę, czyli główną bohaterkę
tej historii, powie Wam, że jest ona dobrym duchem, których chciałby, żeby
wszyscy dookoła niej byli szczęśliwy. Czasami nawet kosztem jej własnego
dobrego samopoczucia. Optymistka, która woli patrzeć na życie przez różowe
okulary.
Bycie przyjaciółką takiej głównej
bohaterki w takim momencie, jest straszne. I nie chodzi o to, że Tobie jest
ciężko - nie, tu możesz sobie w jakiś zawiły sposób wytłumaczyć, że nie masz na
nic wpływu, możesz tylko czekać i starać się być wsparciem - pilnować, żeby
Twoja przyjaciółka się nie rozsypała bo chociaż teraz jest ciężko, to nie
wiadomo co będzie później.
Od tego czasu minęły ponad dwa lata.
Piotrek każdego dnia walczy o powrót do
sprawności.
Dla siebie.
I dla Zuzy. Cały czas razem - wydarzenia, które rozdzieliłby niejedną parę z dłuższym stażem tylo ich tylko umocniły. Ba! W zeszłym roku zaręczyli się,
ale żeby móc dalej planować swoje życie, czekają kiedy Piotrek stanie na nogi.
Bo dla nich i dla nas - to nie jest pytanie czy, tylko kiedy. Bo chłopak robi wszystko co
może, żeby wrócić do pełni sił. A my możemy mu pomóc.
Ale żeby nasza historia nie była tylko
obyczajówką, zróbmy mieszankę gatunkową i dodajmy do tego wątek sci-fi.
Szansą dla Piotrka jest egzoszkielet.
Dokładnie rehabilitacja przy jego użyciu. Bo wiecie, organizm ludzki czasami
potrafi zapomnieć o tym, co kiedyś potrafił robić - w tym przypadku - poruszać
się. Niestety, jak to bywa z motywami sci-fi, największą przeszkodą są
pieniądze. I chociaż bardzo bym chciała, to ani na niespodziewany spadek, ani na odrobinę magii w postaci dobrej wróżki nie możemy liczyć.
I wtedy na karty historii wchodzicie Wy.
Wiem jak to jest z zakończeniami książek.
Często marudzimy, że a to coś było za mało przewidywalne, a znowu to inne
zakończenie byłoby zbyt oklepane, a tak w ogóle, gdybyśmy mieli
możliwość, to z chęcią pokierowalibyśmy bohaterami tak, żeby wszystko
potoczyło się po naszej myśli.
Jeżeli to czytacie, to chciałabym, żebyście wiedzieli,
że w tym momencie macie możliwość pomóc życiu napisać szczęśliwe zakończenie.
Tak, właśnie Wy.
Potrzebnych jest ponad 180 000 złotych
[Szczegóły: siepomaga]
Żeby lepiej Wam to zobrazować, załóżmy, że regularna
cena książki wynosi 40 złotych.
Daje to ponad 4500 książek.
Nie wiem jak Wy, ale ja prawdopodobnie
nie przeczytam tylu w całym moim życiu.
Nie chodzi o przekazywanie milionów -
uwierzcie, wystarczy nawet złotówka, żeby Piotrek był bliżej spełnienia swoich
marzeń. Ba! Nawet udostępnienia tego tekstu, czy linku do zbiórki da naprawdę
dużo (szczególnie, że kochana twarzoksiążka zaczęła ucinać zasięgi postom).
Wszystkim, którzy zdecydują się pomóc - z
całego serca dziękuję. Serduszkuję. Ściskam.
To naprawdę dużo znaczy.
Wiem, jak to jest, kiedy ktoś prosi o
pomoc - kiedy słyszy się o różnych przekrętach, coraz trudniej jest zaufać i
chociaż w minimalnym stopniu wspomóc osobę, która naprawdę tego potrzebuje.
Dlatego właśnie postanowiłam napisać ten
tekst. Z Zuzą znamy się ładnych kilkanaście lat. Siedziałyśmy razem w ławce na
matematyce, gdzie śmiała się, że za wolno liczę. Na ostatnią chwilę szukałam
fryzjera, który uratowałby jej fryzurę studniówkową (spoiler alert: udało
się!). Tydzień później to ona odwdzięczyła się tym samym, kiedy moje włosy po
przejściu 100 metrów przestały współpracować, nawet po wylaniu na nich pół
butelki najmocniejszego lakieru (spoiler alert: fryzura również uratowana). I
nie wiem kiedy, ale mam zamiar się doskonale bawić na weselu jej i Piotrka
(tylko może bez przygód z fryzurami, bo ja za stara już jestem na takie
dramaty).
Link do zbiórki na siepomaga znajdziecie
TUTAJ
A TUTAJ możecie przejść do fanpage na
którym zbieramy 1% z podatku na rehabilitację Piotrka.
Jeżeli macie jakieś pytania, dajcie znać,
postaram się na nie odpowiedzieć, ale zmusić poprosić kogoś (na przykład głównych
bohaterów tej historii, takiej możliwości, jeszcze nie mieliście, prawda?), żeby Wam odpowiedział.
A przy okazji, dzisiaj są urodziny Zuzy,
jednej z moich najlepszych przyjaciółek i nieoficjalnej menadżerki eM
poleca**** - dlatego jeżeli to czyta (a niech spróbuje nie przeczytać, to mój
pierwszy tekst od ponad pół roku!) to życzę jej spełnienia marzeń. Ot, tak. Po prostu.
A jak już trzymamy się wersji, że
opowiadamy o historii z książki, to przyjaciółka głównej bohaterki wymiata!****
~~~~
* Jeżeli ktoś będzie chciał przytoczyć
ilość cukru w dramach - to zupełnie inny rodzaj cukru, ja sobie wypraszam!
** Jak kogoś zapisałam w telefonie, tak
zostaje na wieki wieków. A ja nawet nie pamiętam jak mam tę osobę zapisaną,
dopóki nie sprawdzę (tak było w tym przypadku!)
*** Plus to Zuza zaczęła się do mnie
zwracać M, więc trochę dzięki niej powstał mój pseudonim. Ale tylko troszeczkę!
**** Musiałam, w końcu jestem (bywam)
blogerem, więc muszę czasami zadbać o swoje ego!
0 Komentarze