17:59

[bukszots] Tokyo Ever After, Harde Baśnie, I love Korea, Droga do Wyraju


W tej odsłonie bukszots, możecie się przygotować na niezłą mieszankę. Bo pojawią się książki polskich autorek (co u mnie nie zdarza się zbyt często), ale będą również książki oscylujące wokół azjatyckiej tematyki (a to akurat od pewnego czasu, jest dość częstym zjawiskiem u mnie na blogu). Będą dwie książki z którymi świetnie spędziłam czas oraz dwie z którymi mam trochę problemów. 


Emiko Jean - Tokyo Ever After (Tokyo Ever After #1) 


Są takie książki, które może i nie są niczym niezwykłym czy wspaniałym, ale pozwalają Wam wrócić do czytania. Przypominają, że istnieją takie historie w których świat łatwo się zanurzyć i można dobrze się bawić z bohaterami. Tylko tyle i aż tyle. Dokładnie taką książką było dla mnie Tokyo Ever After. Znalazłam ją, kiedy przygotowywałam majowe Zagraniczne Zapowiedzi i od razu miałam wrażenie, że opowieść w stylu Pamiętników Księżniczki, ale mające miejsce w Japonii, nie może się nie udać. I miałam rację! 


Historia Izumi, wychowanej w Stanach Zjednoczonych dziewczyny, która odkrywa, że jej ojcem jest książe koronny Japonii, może i momentami była naiwna a sama japońska rodzina królewska od podszewki bardziej przypominała tę brytyjską (a jakbym chciała się przyczepić, to dokładnie miałam flashbacki do serialu Royals, pamięta ktoś jeszcze o nim?), ale czytało się ją tak dobrze (była to pierwsza książka od prawie dwóch lat, którą przeczytałam w ciągu jednego dnia), że nie mam nawet serca narzekać. Nie będzie to książka dla wszystkich, ale jeśli tkwi w Was zamiłowanie do bajek Disneya a za młodu myśleliście jakby to było, gdyby okazało się, że w Waszych żyłach płynie błękitna krew, to myśle, że jest szansa, że Tokyo Ever After Wam się spodoba. 


Harde Baśnie



Harde Baśnie to antologia opowiadań polskich autorek w której główną rolę grały motywy baśniowe. I jak to bywa ze zbiorami opowiadań, jedne przypadły mi do gustu bardziej (do tego stopnia, że w dwóch przypadkach jestem gotowa założyć fanclub autorek, byleby tylko rozwinęły swoje opowiadania w dłuższej formie a najlepiej wielotomowej), jedne mniej (co nie oznacza, że były złe, po prostu do mnie nie trafiły). I jako że miejsce w bukszots zgodnie z ich ideą jest ograniczone, to skupię się na tym pierwszym rodzaju opowiadań. 


Napisać, że zakochałam się w opowiadaniach Magdaleny Kubasiewicz (Sen Nocy Miejskiej) oraz Aleksandry Janusz (Życzenie Wróżki Chrzestnej) to jakby nic nie napisać. To pierwsze to osadzona we współczesnej Polsce wariacja na temat motywu Śpiącej Królewny z rodzinami posiadającymi magiczne mocne na głównym planie. Druga to historia o Dobrej Wróżce, która próbując spełnić życzenie przemierza różne światy (w których pojawiają się mniej lub bardziej znane postacie) wraz ze swoim Smokiem (tak wiecie, partnerem, partnerem Smokiem). Nie chce nic mówić, ale dzięki tym opowiadaniom, książki obu Autorek mam już na półce i zamierzam w niedługim czasie zapoznać się z nimi. 


Pozostałe opowiadania, które zapamiętam na dłużej to Potwór z lasu Martyny Raduchowskiej (czyli Czerwony Kapturek w nowej wersji), Zazula, Kukułeczka moja Anny Nieznaj (jedyne w swoim rodzaju fanfiction z Ogniem i Mieczem) oraz Detektyw Fiks i śmierć w czerwonym pokoju Anny Hrcyszyn (bo nie dość, że polubiłam postacie to jeszcze świetnie mi się czytało o magicznym śledztwie)



Daniel Tudor - I love Korea. K-pop, kimchi i cała reszta



Jeśli chodzi o książki związane z Koreą Południową, to za każdym razem robię ten sam błąd - zamiast posłuchać się Mirabell i jej przeczuć odnośnie książki, to radośnie daje szansę a potem cierpię i obiecuję sobie, że nigdy więcej tego nie zrobię. Tak było i tym razem. 


Książka jest promowana jako przewodnik kulturowy po Korei. I wszystko byłoby fajnie, pięknie gdyby nie to, że w oryginale został wydany w 2014 roku. Powoduje to, że jako podstawowe źródło wiedzy, dla kogoś kto dopiero zaczyna swoją przygodę z Koreą jest niezłe, ale tematy związane z popkulturą, którą obecnie coraz więcej ludzi się interesuje, są mocno przestarzałe. Nie mówiąc już o ilustrowaniu książki zdjęciami z wydarzeń, które miały miejsce “w przyszłości”, głównie w 2017 roku. Szkoda, że takie pozycje są wydawane, bo to już druga, po zeszłorocznym Cool po koreańsku Euny Hong (oryginalnie również wydana w 2014 roku) książka, która aż się prosi o aktualizację. 


Czekam na moment w którym ktoś podejmie się wydania (lub napisania!) książki o kulturze a raczej nawet popkulturze Korei Południowej z perspektywy ostatnich kilku lat. Tu nie chodzi tylko o k-pop, czy k-dramy. Warto byłoby zwrócić uwagę na koreańskie kino, czy drużyny e-sportowe, które również odnoszą sukcesy na całym świecie. 


Kamila Szczubełek - Droga do Wyraju (Demony Welesa #1)


Nie jestem pewna, czy to kwestia zbyt wysokich oczekiwań spowodowana zachwytami w przedpremierowych recenzjach, czy tak po prostu nie polubiłam się z tą historią, ale w tym momencie Droga do Wyraju jest dla mnie rozczarowaniem roku. 


Nie znalazłam w niej obiecanego humoru, na który bardzo liczyłam. Dorada, jedna z głównych bohaterek, jest jednym z najbardziej irytujących wcieleń Mary Sue, jakie ostatnio miałam okazję czytać. Co mnie trochę zdziwiło, bo byłam przekonana, że wszystkie już wyginęły w książkowym świecie. Jest ona nie tylko wyjątkowym płatkiem śniegu, bo nie jest znachorką, ale szamanką ale trochę też uczyła się od szeptuchy, a tak przy okazji to chciałaby zostać i wąpierzem i czarodziejka i kimkolwiek kogo tylko spotkała na drodze, to jeszcze ma wielki biust, którego inne kobiety jej zazdroszczą. Inni bohaterowie też nie powalają. Wąpierz Elgan, ma być potężnym i tajemniczym księciem ciemności a jest marudą, która dużo mówi a mało robi (z resztą wszyscy bohaterowie na to cierpią), no chyba, że akcja wymaga, żeby przypomniał sobie, że coś potrafi. Smęt, który chyba miał być uroczy i zabawny (a przynajmniej mam wrażenie, że taki był zamiar) jest postacią, której mi naprawdę żal. 


Wychwalana słowiańskość też dla mnie trochę kuleje, bo miałam wrażenie, że zrobiło się z tego słowo-wytrych. Mamy stworzony całkiem nowy świat do którego wplecione są elementy mitologii słowiańskiej, ale przez brak odpowiednich opisów (jakieś były, ale dla mnie zdecydowanie zbyt powierzchowne) a używanie jedynie terminologii, miałam wrażenie, że czytelnik powinien opierać się na własnej, wcześniej zdobytej wiedzy w tym temacie. Wielka szkoda, bo naprawdę miałam nadzieję, na kolejną dobrą serię ze słowiańskimi elementami, bo takich nigdy za mało




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © eM poleca , Blogger