16:29

[eM dramy] Jak nie zmieniać k-dram?


Kiedy odkryłam, że na Netflixie można oglądać koreańskie dramy byłam zachwycona. W końcu mogłam spokojnie, bez reklam cieszyć się oglądaniem (wtedy jeszcze nie miałam wersji premium viki), bo powiedzmy sobie szczerze, jak ktoś już zaczął korzystać z platform streamingowych i przyzwyczaił się do dobrego to trudno wrócić do oglądania z wymuszonymi przerwami. Zachwyt rósł w miarę odkrywania, że mogę nie tylko obejrzeć starsze tytuły, które miałam na oku już jakiś czas, a również i nowe tytuły pojawiają się w raczej sensownym czasie. Czego chcieć więcej?

Nawet to, że nieśmiało zaczęły się pojawiać k-dramy z oznaczeniem Netflix Orignal (wrócimy do tego za chwilę) pokazywało, że zainteresowanie koreańskimi serialami zaczyna być coraz większe i nawet zaczęłam byłam ciekawa co z tego połączenia Netflixa i k-dram wyjdzie (po cichu licząc na lepsze efekty specjalne). I chociaż na początku opinie o nich były całkiem pozytywne, to coraz więcej osób poruszało kwestię, która dla mnie, była jedną z podstawowych zalet k-dram, a która nie znalazła odzwierciedlenia w oryginalnych dramach Netflixa. 

I teraz przerywam rozkminę, żeby doprecyzować, co konkretnie mam na myśli pisząc o k-dramach Netflix Original. Z tym oznaczeniem nadawanym przez Netflixa bywa różnie - zobaczymy je zarówno na serialach, które były zamówione specjalnie dla nich jak i na serialach do których mają prawo do wyłącznej dystrybucji (jeżeli coś pominęłam dajcie znać, sama miałam problem z rozróżnieniem). Dlatego na potrzeby tego tekstu za k-dramy netflixowe uznaję trzy tytuły: Kingdom (nie obejrzałam, ale mam zaufanego informatora), My First First Love (obejrzałam całe) oraz Love Alarm (obejrzałam chyba w połowie, czekam na drugi sezon, żeby obejrzeć w całości i mam dobrego informatora)




I chociaż sama nie oglądałam ich wszystkich, tak jest jedna rzecz, która łączy te dramy a którą jest wykorzystanie ewidentnie otwartego zakończenia w celu stworzenia drugiego sezonu i w niedługim czasie po premierze ewidentne potwierdzenie istnienia tego drugiego sezonu. Dla tych, którzy nigdy nie oglądali dram może to nie być nic dziwnego, przecież większość seriali ma swoje kontynuacje a wręcz dziwne jest, kiedy jej nie ma. 

A właśnie to jest to, co zaliczam do jednej z największych zalet dram, jeśli ktoś mnie o nie zapyta (jeśli nie nie zapyta, to też). Od jakiegoś czasu mam dosyć oglądania historii, które nie wiem kiedy się skończą i nie wiem, czy pod koniec będą trzymały ten sam poziom co na początku (co niestety, ale powiedzmy sobie szczerze nie zdarza się zbyt często). Więc zabranie mi tego z wyżej wymienionych dram spowodowało, że poczułam się jak dziecko, któremu dano lizaka, który wcale nie smakuje jak lizak a jak ciasto czekoladowe - niby ciekawe i pomysłowe połączenie, ale jednak to nie to czego się oczekiwało. 

Oczywiście na tym nie mogło się skończyć. Kiedy zrozumiałam co się stało z tymi dramami (a raczej, że kazano mi znowu czekać na to, żebym mogła się dowiedzieć jak skończyła się dana historia) i zaczęłam kręcić nosem, nagle zaczęłam dostrzegać inne kwestie (o których nie napiszę, bo nadal potrzebuje im się bliżej przyjrzeć, ale chodzi m.in. o humor i o to jak wyglądają związki), które mogłyby wskazywać na to, że doszliśmy do momentu w którym k-dramy zaczną ewoluować coraz bardziej w stronę zachodnich seriali, albo przynajmniej zmieniać się na tyle, żeby zachodni konsument mógł je łatwiej przetrawić. W czym nie ma nic ani dziwnego ani złego - w końcu o koreańskiej popkulturze (i nie tylko) jest coraz głośniej na całym świecie, a jeśli można w jakiś sposób to spieniężyć, to czemu tego nie zrobić? 




Z jednej strony dla fanów k-dram, którzy już są i kiedy chcą obejrzeć koreański serial to mają już w swojej głowie zakodowane co mogą dostać. Musimy też wziąć pod uwagę, że koreańska kultura różni się od zachodniej i w dramach to bardzo widać. Trochę słabo byłoby na siłę dostosowywać medium do odbiorcy z innego kręgu kulturowego, tylko po to, żeby więcej osób się nim zainteresowało. No chyba, że zmiany dotyczą kwestii takich jak ogólny poziom produkcji, scenariusza (powiedzmy sobie szczerze, czasami scenariusze koreańskich dram wyglądają tak jakby pisała je osoba z mózgiem złotej rybki - wiem, bo sama mam taki mózg) czy efektów specjalnych. 

Jestem daleka od wszczynania alarmu na skalę światową, że ktoś robi coś niedobrego zaczyna robić z k-dramami, zupełnie nie o to mi chodzi w tym tekście. Bardziej chciałam pokazać, jak takie zmiany wyglądają z perspektywy osoby, która polubiła k-dramy w ich oryginalnej formie i zaciekawieniu Was tym tematem, czy też widzicie te działania. Uważacie, że takie zmiany to dobry pomysł? Co o nich sądzicie? Myślicie, że będzie pojawiało się coraz więcej dram przystosowanych na potrzeby zachodniego widza? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © eM poleca , Blogger