21:24

[bukszots] Wicked Fox, Zakon Drzewa Pomarańczy, Ninth House, The Queen of Nothing

[bukszots] Wicked Fox, Zakon Drzewa Pomarańczy, Ninth House, The Queen of Nothing

W dzisiejszej odsłonie bukszots podzielę się z Wami moją opinią na temat kilku książek, które w ostatnim czasie miałam okazję przeczytać. O większości z tych tytułów powinniście coś słyszeć. Powiedziałabym wręcz, że wszystkie z nich były bardzo oczekiwanymi premierami - czy to w mniejszym czy szerszym gronie czytelników. 

Kat Cho - Wicked Fox (Gumiho #1)





Najbardziej oczekiwana przeze mnie książka tego roku na którą musiałam czekać dłużej niż się spodziewałam, bo po raz kolejny okazało się, że poczta mnie nie lubi (jakby kogokolwiek lubiła). I tak, przyznaję się - nie mogłam się doczekać tej książki przede wszystkim ze względu na piękne zagranie marketingowe i nawiązywanie do k-dram w jej promocji. I chociaż czasami takie promowanie może być rozczarowujące dla potencjalnego czytelnika, tak w tym przypadku byłam w pełni usatysfakcjonowana. 


Tak, w końcu dostaliśmy k-dramę w książkowej wersji! Może troszeczkę zamerykanizowaną w pewnych aspektach przypominającą typowe YA, ale nadal kultura koreańska i zachowania znane z dram są bardzo widoczne (wręcz jestem pewna, że ustrzeliłabym bingo). A to nie wszystko - w końcu mogłam poznać z innej strony wariację na temat Gumiho, czyli stworzenia z mitologii koreańskiej, a przez poznać z trochę innej strony (konkretnie: trochę mniej romansu, trochę więcej bycia Gumiho)


Lekka, przyjemna lektura, która powinna spodobać się nie tylko fanom k-dram. 
Z niecierpliwością czekam na kolejną część! 


Samantha Shannon - Zakon Drzewa Pomarańczy




Przestałam liczyć ile to już lat czekam na kolejną część Czasu Żniw, ale skoro Samantha zaprzestała pisanie jej na rzecz Zakonu Drzewa Pomarańczy, stwierdziłam, że warto byłoby się bliżej przyjrzeć tej historii. Szczególnie, kiedy dowiedziałam się, że będą tam smoki (no bo kto nie kocha smoków, nie?) a inspiracją były m.in. japońska mitologia i podanie o świętym Jerzym i smoku. 


Jak wyszło? Z jednej strony cudownie, bo Samantha stworzyła jeden z najbardziej rozbudowanych światów o których miałam przyjemność czytać w ciągu ostatnich kilku lat, pełnym fascynujących bohaterów (w większości kobiet!), przez co czytanie tej cegły było przyjemnością. Jednak z drugiej strony, można byłoby się przyczepić w pewnym stopniu i do jednego i do drugiego. Chociaż świat jest rozbudowany, to czasami czułam się jakby był aż za bardzo - mamy tylko jeden tom i momentami czuć było jak bardzo jesteśmy zasypywani informacjami. Z bohaterami też są problemy, bo czasami zachowują się zupełnie inaczej niż to jak byli przedstawiani wcześniej. 


Ale mimo tych wad - polecam, szczególnie, kiedy za oknem robi się coraz zimniej i perspektywa zawinięcia się w kocyk z grubą książką brzmi jak idealny plan na wieczór. 


Leigh Bardugo - Ninth House (Alex Stern #1)




Największe rozczarowanie tego roku. 
Leigh Bardugo możecie kojarzyć ze świata Griszów, który jest serią fantasy skierowaną raczej do młodzieży. Ninth House to debiut Leigh w literaturze dla dorosłych. I po przeczytaniu tej książki muszę przyznać, że widać jak bardzo to chciała podkreślić. Wręcz za bardzo. 


Co to oznacza? Że trzeba zdawać sobie sprawę, że pojawiają się tam sceny, motywy i wątki, które nie są odpowiednie dla młodszego czytelnika - przede wszystkim dlatego, że może nie być on w pełni świadomy tego jak sobie z takim wątkami poradzić. A tutaj nie znajdziemy żadnych wyjaśnień, czy moralizatorstwa, które mogłoby dać przykład jak to zrobić. Podkreślam jeszcze raz: TO NIE JEST YA.


Szczerze powiedziawszy, w pewnym momencie chciałam przestać czytać Ninth House. Na początku przez to, że czułam się jakbym nie mogła się odnaleźć w jednym wielkim chaosie, co było spowodowane częstymi zmianami czasu i narratorów. Plus serio, tam się prawie nic nie działo. A potem przyszła scena, po przeczytaniu której zrobiło mi się niedobrze. Są sceny, które się pisze, żeby pokazać jak coś wpływa na bohatera i dlaczego jest jaki jest, a są sceny, które się dowala, tylko po to by szokować. To był ten drugi rodzaj sceny. Niesmacznej i niepotrzebnej. Ale przebrnęłam przez nią, bo chciałam zobaczyć jak będzie dalej. 


Tak zwanych trigger warnings można by naliczyć kilkanaście lub kilkadziesiąt. Jest naprawdę mrocznie i ciężko się to czyta. Teoretycznie im dalej, tym więcej sensu nabierały wydarzenia, które obserwowaliśmy, ale nadal wszystko było okraszone motywami, które miały pokazać jak “dorosła” jest ta książka. 


Nie pomogła też główna bohaterką, której przez długi czas nawet nie potrafiłam opisać - dopóki ktoś jej nie nazwał mroczną wersją Belli Swan - co moim zdaniem jak najbardziej pasuje. Z jednej strony najbiedniejsza dziewczyna, której przytrafiło się wszystko złe co może się przydarzyć (a nawet więcej) a z drugiej strony - wyjątkowy kwiatuszek. 


Czy sięgnę po kolejny tom? Szczerze wątpię. 


Holly Black - The Queen of Nothing (The Folk of the Air #3)





The Queen of Nothing przeczytałam w pół dnia. Nie dość, że stron było jak zwykle za mało, to wszystko działo się tak szybko! Może nawet momentami aż za szybko. Chociaż Holly nie uniknęła przegadanych scen, co przy takiej objętości powodowało, że czułam się jakbym coś traciła. 


No dobrze, jak mi się podobało zakończenie trylogii, której pierwsza część podbiła moje serce prawie dwa lata temu? Szczerze powiedziawszy jestem trochę rozczarowana, może nie jest to złe zakończenie, ale porównując to do pierwszej części, czuję jakby niektóre rzeczy zostały pominięte, przez co dostaliśmy tylko szkielet, bez wypełnienia go scenami, które budowałyby nastrój czy emocje. Okrutny książę podbił moje serce budowaniem napięcia i planowanymi intrygami - tutaj tego mi widocznie zabrakło. 


Co nie oznacza, że spisuję całą serię na straty! Myślę, że ta trylogia to kawał przyjemnej literatury fantasy dla młodzieży i nie tylko. 

22:03

Świąteczny falstart

Świąteczny falstart

Kilka dni temu zostałam zmuszona przez swoją garderobę (a raczej przez braki w niej) do pojawienia się w centrum handlowym. Co spowodowało, że naszło mnie na przemyślenia - może nie tyle związane z samą popkulturą, ale ona też zaczyna dodawać swoje trzy grosze do tego o czym zaraz się przekonacie.


Ja naprawdę staram się wszystko zrozumieć. 


Może nie tyle co wykazać zrozumienie dla niektórych rzeczy (bo każdy ma swoje granice), ale przynajmniej zrozumieć dlaczego niektóre sytuacje mają miejsce. 


Ale dlaczego producenci i sklepy (wina podwójna, bo bez jednego nie byłoby drugiego) coraz wcześniej zaczynają przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia, to ja nie jestem w stanie zrozumieć. Znaczy doskonale wiem o co chodzi (o to co zwykle - kasę), ale nie jestem pewna w jakim stopniu wcześniejsze rozpoczęcie sezonu ma w czymkolwiek pomóc. 


Oczywiście, oprócz stresowania ludzi, że muszą już teraz wszystko kupić i to już zaraz za chwilę. Jak jeszcze kilka lat temu można się było zaśmiać, że w ciągu jednego dnia wystrój galerii handlowych zmieniał się ze zniczy i kwiatów (ewentualnie halloweenowych dekoracji) w renifery i bałwanki, tak w tym roku granice zostały całkowicie przekroczone - jeden z sieci sklepów wrzuciła bożonarodzeniowe ozdoby już w sierpniu. To już przestaje być kwestia wyścigu, kto zacznie szybciej puszczać w radiu Last Christmas, żeby się pośmiać. Przy okazji czego warto zwrócić uwagę, że coraz wcześniej wypuszczane są również książki czy filmy świąteczne (wątpliwej jakości, jeśli ktoś by się pytał), o tym, że jest ich coraz więcej już nie wspominając. 


To wszystko skłoniło mnie do bardzo smutnej refleksji, że chyba trochę zaczynamy przesadzać. I że chyba nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak bardzo może to może na nas wpływać. Od kilku lat, podczas rozmów ze znajomymi zaczął pojawiać się temat pędzącego czasu - co z jednej strony jest zrozumiałe, bo wszyscy jesteśmy po studiach, każdy kolejny rok to coraz mniejsza część naszego życia, ale z drugiej strony, to wszystko co się dzieje wokół też się do tego dokłada. 


Bo w końcu żyjemy co najmniej kilka miesięcy do przodu. I chociaż Święta Bożego Narodzenia w tym roku są tego najlepszym przykładem, tak kiedy o tym pomyślicie to dotyczy to każdej okazji. Ledwo zacznie się wiosna, a już sklepy pełne są strojów kąpielowych i jeżeli swój urlop zamierzacie wykorzystać w drugiej połowie lata (lub nawet we wrześniu) to musicie swoje zakupy zaplanować dużo wcześniej. Zamiast cieszyć się chwilą, zaczynamy myśleć, co już teraz musimy zrobić dużo wcześniej. 


Przez co bardzo łatwo wpaść w spiralę stresu i gonienia za czymś, czego tak naprawdę nigdy się tak naprawdę nie osiągnie. Bo zaczynamy myśleć o Świętach już w październiku a w momencie kiedy w końcu do nich dotrzemy, już myślimy o tym co będzie w lutym. I zamiast się cieszyć, że jesteśmy w tym miejscu do którego dążyliśmy, wypatrujemy od razu czegoś daleko. Po co?


Nie jestem do końca pewna, co można robić, żeby chociaż trochę tego stresu z życia do przodu zlikwidować. Wiem co sama robię w takich przypadkach - w około świątecznym czasie staram się unikać dużych skupisk sklepów. W internecie nie klikam, ani nie wyszukuję świątecznych tematów, bo algorytmy by mnie zjadły (chociaż czasami i tak się zastanawiam, czy na pewno dostaję wyniki od algorytmów na podstawie tego co szukałam, ale to już trochę inna historia), a kiedy przychodzi czas na Święta, skupiam się na tym co dla mnie naprawdę ważne i staram się zatrzymać, chociaż na te kilka dni. 

A co Wy sądzicie o takim coraz wcześniejszym przygotowywaniu się do Świąt? Też czujecie tę presję i stres, że chociaż mamy kilka tygodni (czy nawet miesięcy) to już musicie coś działać? A może w ogóle się tym nie przejmujecie - koniecznie dajcie znać, bo jestem bardzo ciekawa co o tym sądzicie.

16:07

[eM dramy] DramaRAR #4

[eM dramy] DramaRAR #4


W tym wydaniu DramaRAR przeczytacie moją opinię (no bo przecież, że nie recenzję) jedynie o dwóch tytułach. Nie, to nie dlatego, że oglądanie dram idzie mi opornie (chociaż można to tak nazwać, biorąc pod uwagę ile leczę kaca podramowego, ale o tym jeszcze pomarudzę). Przyczyna jest zupełnie inna - zdecydowałam się opisać jedynie dwa tytuły, bo chce im poświęcić więcej miejsca. Zarówno Hotel del Luna jak i Search: WWW są w tym momencie najlepszymi dramami, które obejrzałam w tym roku, jak nie najlepszymi ze  wszystkich, które oglądałam. Dlatego przygotujcie się na zachwyty, ale nie bójcie się - miejsce na marudzenie też się znajdzie (nie byłabym sobą, gdyby tego nie było)


Hotel del Luna





Raz na jakiś czas obejrzę serial w estetyce w której tak się zakocham, że wszystkim dookoła będę powtarzała bajkę, że kiedyś uda mi się pojechać do garderoby (czy też magazynu) tych co go stworzyli i wyjdę z niej z łupami. Tak właśnie jest z Hotel del Luna. I tak, zdaję sobie sprawę, że rozmiarowo z IU się różnimy, ale hej, chociaż miałabym ładne dodatki. 


A tak na serio. Dawno nie oglądałam serialu (i to jest słowo klucz, bo nie chodzi mi tylko o dramy, ale o szersze rozumienie), który zachwyciłby mnie tak bardzo pod względem wizualnym. I tu nie chodzi tylko o garderobę - scenografia, muzyka i ujęcia - wszystko pasowało do siebie do tego stopnia, że byłam w stanie bez problemu przenieść się do innego świata. No chyba, że pojawiały się duchy czy demony, bo CGI w k-dramach nadal nie jest na zbyt dobrym poziomie, ale chyba już się do tego przyzwyczaiłam. 


Na ogromny plus zasługuje również kreacja głównej bohaterki w którą wcieliła się IU - i powiem Wam, że byłam pod ogromnym wrażeniem jak dobrze jej to wyszło, bo nie spodziewałam się tego po niej. Man Wol to jedna z najciekawszych głównych postaci, które w tym roku pojawiły się na ekranie, co tym bardziej jest plusem, kiedy uświadomimy sobie, że to właśnie ona łączy wszystkie wątki w Hotelu del Luna.


Bo chociaż mogłoby się wydawać, że to kolejna drama z potworem tygodnia (chociaż w tym przypadku raczej trzeba byłoby napisać: duchem tygodnia), to bardzo mocno zarysowany jest główny wątek historii powstania i funkcjonowania hotelu dla dusz, które mają coś do załatwienia, zanim będą mogły ruszyć dalej - albo zanim ktoś im w tym pomoże, jeżeli ta niezałatwiona sprawa jest ze szkodą dla kogoś żyjącego. 


A co najważniejsze - widać, że twórcy od początku do końca wiedzieli jak ma wyglądać ta historia i jak ją poprowadzić. Uwierzcie mi, że to nie jest tak oczywiste jakby mogło się wydawać w przypadku k-dram. Bo z jednej strony jedno sezonowy format sprzyja skupieniu się na konkretach, ale często bywa tak, że oglądając dramę macie wrażenie, że twórcy całkowicie zapomnieli co bohaterowie mówili czy robili kilka odcinków wcześniej - w przypadku Hotelu del Luna mogę z czystym sercem stwierdzić, że tak nie jest. Chociaż skoro już napisałam, że i tak będę się czepiała, to zakończenie pozostawia niedosyt - ale trzymajmy kciuki, może w końcu coś z mglistych zakończeń w końcu powstanie (Scarlet Heart Ryo, pamięta ktoś zakończenie?).


Zachwycając się tą dramą, warto byłoby wspomnieć również o humorze, i o tym, że nie jest niestrawny (co czasami się zdarza, po prostu koreańczycy mają trochę inne poczucie humoru) i o tym, że romans nie wychodzi na pierwszy plan - a przynajmniej tak bardzo. 


W skrócie: oglądajcie! 


Search: WWW





To jest właśnie ta drama, która stała się inspiracją do wpisu o babskiej przyjaźni. I tak jak tam pisałam, zabrałam się za nią prawie po premierze, jednak po pierwszym odcinku, jakoś nie mogłam się do niej przekonać. Dobrze, że to zrobiłam, bo ominęłaby mnie świetna historia. 

Po pierwsze, na pierwszym planie są kobiety. I niby nie byłoby w tym nic innego, gdyby nie to, że często filmy, czy seriale, które krzyczą jak bardzo są babskie i w ogóle girl power, koniec końców pokazują, że albo kobiety nie potrafią się przyjaźnić albo i tak koniec końców potrzebują związku, żeby czuć się spełnione.

I chociaż w Search: WWW znajdziecie wątki romantyczne, tak ich różnorodność tak jak i podejście głównych bohaterek do nich stanowi miłą odmianę od tego do czego przyzwyczaiły mnie zarówno k-dramy, jak i zachodnie seriale. Chociaż ich relacje z mężczyznami mocno wpływają na to co się dzieje, nie czuć, żeby były bezwzględnie potrzebne - ot, po prostu część życia z którą trzeba sobie jakoś poradzić. To samo dotyczy kwestii relacji rodzinnych, co szczególnie w przypadku koreańskiej kultury jest ważne. Jeżeli nigdy wcześniej nie oglądaliście koreańskich dram, na początku możecie być zdziwieni czemu jedna z bohaterek podejmuje takie, a nie inne decyzje, ale potem…
A to już zobaczycie sami. 

Wracając do kwestii babskiej przyjaźni, bardzo podobało mi się w jaki sposób została przedstawiona. Początkowo może się wydawać, że mamy kolejny przykład frenemies, ale kiedy przyjrzycie się bliżej - bohaterki nie robią sobie na złość, bo tak, czy dlatego, że jednak zabrała drugiej faceta. Jeżeli coś się dzieje, to dlatego, że wymaga tego od nich sytuacja, czy to w pracy, czy to jak wygląda szerszy obraz. Jeżeli nie zgadzają się ze sobą, to dlatego, że mają inne cele, czy wizję, a nie bo druga się krzywo spojrzała. 

Podobało mi się również środowisko (nie wiem czy mogę to tak nazwać) w którym rozgrywała się drama. Korporacje zajmujące się witrynami internetowymi (powiedziałabym, że coś w stylu naszego Onetu, czy Interii) a w szczególności wyszukiwarkami internetowymi. Perspektywa tego jak ranking najczęściej wyszukiwanych fraz wpływa na społeczeństwo, czy na daną jednostkę dał mi dużo do myślenia. Tak samo jak poruszane problemy etyczne z nim związane. Chociaż nie mogę nie wspomnieć, że kulisy pracy w obu korporacjach były zbyt wyidealizowane. Zaufajcie mi, wiem co mówię. 

No i tak jak w poprzednim przypadku, znowu mamy bardzo przyjemny humor. Jednak w tym przypadku potęgowany jest swego rodzaju zabawą motywami, które można zazwyczaj znaleźć w dramach - dlatego część będzie zrozumiała jedynie dla tych, co już nie jedną dramę widzieli. 

~~~~
Jedyne podsumowanie, jakie mi przychodzi odnośnie obu tych dram, dodając do tego wszystkiego fakt, że cierpiałam po nich na kaca dramowego, to to, że po obejrzeniu tych dram będziecie cierpieć, ale będziecie szczęśliwi. 

Obie dramy są do obejrzenia na viki z polskimi napisami. A przy okazji DramaRAR zapraszam Was na mój fanpage eM poleca, gdzie w każdy czwartek pojawiają się #mądrościzdram!

14:26

Zagraniczne zapowiedzi: listopad 2019

Zagraniczne zapowiedzi: listopad 2019

Kolejny miesiąc i kolejnym moment w którym mogłam zatrzymać się na chwilę, żeby znaleźć najciekawsze premiery książkowe na zagranicznym rynku wydawniczym. Muszę przyznać, że w tym miesiącu będzie całkiem ciekawie - nie dość, że premierę będzie miała finałowa część trylogii o której jest bardzo głośno, to po kilku latach powróci autorka równie głośnego tytułu. Do tego książka która została zainspirowana piosenką Daveeda Diggsa (tak, to ten pan z oryginalnej ekipy Hamiltona!) oraz historia, która prawie nie została wydana. 

Holly Black - The Queen of Nothing (The Folk of the Air #3)
Premiera: 19 listopada 2019



The Queen of Nothing to wspomniana już wcześniej ostatnia część trylogii The Folk of Air, której pierwsza część w Polsce została wydana pod tytułem Okrutny Książę.

I żeby nie było, że tylko tyle Wam napiszę, żeby nie zaspoilerować wydarzeń z poprzednich części, to zrobię tak: jeżeli lubicie nie przesłodzone YA w klimacie fantasy, gdzie faerie (nie mylić z elfami!) są przedstawione w sposób, który niezbyt często się spotyka a do tego uwielbiacie knucie i intrygi - koniecznie zainteresujcie się tą serią. 

Moja opinia o: The Cruel Prince II The Wicked King


Erin Morgenstern - The Starless Sea
Premiera: 5 listopada 2019



Nazwisko Erin Morgenstern może być Wam znane, jeżeli siedzicie w książkowej blogosferze już od jakiegoś czasu - nie, nie ma nic wspólnego z Nocnymi Łowcami - ponieważ jest autorką popularnej swego czasu książki Cyrk nocy (którego nie czytałam, ale naczytałam się pozytywnych opinii)

Zachary Ezra Rawlins odkrywa książkę w której pomiędzy opowieściami zapisana jest historia z jego dzieciństwa. Próbując zrozumieć o co w tym chodzi, Zachary odkrywa serię wskazówek - pszczołę, klucz i miecz - które zaprowadzą go do sekretnego klubu w Nowym Jorku na bal maskowy w Nowym Jorku, gdzie poprzez ukryte drzwi w starej bibliotece znajdzie się w świecie ukrytym pod powierzchnią ziemi. 

Razem z Mirabel, różowowłosą protektorką tego miejsca oraz Dorianem, przystojnym, bosym mężczyzną zmieniającym sojusze, Zachary wyruszy w podróż poprzez powykręcane tunele, ciemne schody, zapchane sale balowe oraz słodkie wybrzeża tego magicznego świata, próbując odkryć swoje przeznaczenie - zarówno w tajemniczej książce jak i we własnym życiu. 

Rivers Solomon - The Deep
Premiera: 5 listopada 2019



Zainspirowana piosenką o tym samym tytule zespołu Clipping (w skład którego wchodzą: Daveed Diggs, William Hutson oraz Jonathan Snipe), The Deep to historia podwodnej społeczności potomków ciężarnych niewolnic z Afryki, które były wyrzucane za burtę przez poganiaczy niewolników, którzy wiodą idylliczne życie w głębinach. 

Amélie Wen Zhao - Blood Heir (Blood Heir Trilogy #1)
Premiera: 19 listopada 2019



Blood Heir to książka, której premiera w pewnym momencie została odwołana ze względu na negatywne opinie,a nawet bezpodstawny hejt, który pojawił się w Internecie (w skrócie: ktoś nie przeczytał książki, a zarzucał Amelie bycie rasistką). Jednak po przeanalizowaniu zarzutów, autorka stwierdziła, że nie ma sobie nic do zarzucenia i potwierdziła jej wydanie. 

W Imperium Cyrilian istnieją ludzie, którzy posiadają dary za pomocą których mogą kontrolować świat. Są oni nienaturalni, niebezpieczni. Anastacya Mikhailov, księżniczka koronna, ma przerażający sekret. Jej dar związany z krwią jest jej przekleństwem i powodem dla którego spędziła całe swoje życie za murami pałacu. 

Kiedy jej ojciec, cesarz, zostaje zamordowany, jej świat pada w gruzach. Uznana za mordercę, Ana musi uciekać z pałacu, żeby uratować swoje życie. Żeby oczyścić swoje imię, sama musi znaleźć mordercę swojego ojca. Jednak Cyrilia za drzwiami pałacu jest innym miejscem od tego, które myślała, że zna. Korupcja rządzi krajem i szykuje się coś, co uderzy w podstawy świata. Jest tylko jedna osoba skorumpowana na tyle, żeby pomóc Anie: Ramson Quicktongue, który ma swoje niecne plany do zrealizowania. 

---
Jeżeli jesteście ciekawi, co pojawi się na polskim rynku wydawniczym - idźcie na zapowiedzi do Gosiarelli. 
Copyright © eM poleca , Blogger