19:12

Książki o książkach

Książki o książkach




Istnieje pewnego rodzaj historii, które powoduje u dużej części moli książkowych szybsze bicie serca - chodzi tu o książki w których główną rolę grają… książki. Z czego to wynika? Możliwe, że to dlatego, że tego rodzaju historie pozwalają nam się dobrze poczuć, pokazując, że w książkach jest coś magicznego (czy to faktycznie magicznego, czy metaforycznie - to zależy) albo że dzięki książkom można osiągnąć coś więcej. Albo po prostu lubimy czytać o ludziach z podobnym do nas hobby. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie ważne jaki rodzaj książek czyta się na co dzień, bo tego rodzaju książki znajdziemy w przeróżnych wariantach tak, że na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. 


Zaczniemy od książek o książkach z elementami magicznymi, które są moim osobistym numerem jeden. Doskonałym przykładem tego typu są Księgi zapomnianych żyć Bridget Collins, których egzemplarz otrzymałam od księgarni TaniaKsiążka.pl. Mamy tutaj historię w której czytanie jest zakazane, a same książki pełnią funkcję swego rodzaju naczyń w których można zamknąć wspomnienia - zarówno te smutne jak i te niegodziwe - ale mogę tego dokonać jedynie specjalnie osoby Oprawiacze. I tak naprawdę tyle powinno Wam wystarczyć, żeby zainteresować Was tą książką - ja wiedziałam tylko tyle i z perspektywy cieszę się z tego powodu. Dodałabym może jedynie, że bardzo doceniam w tym wszystkim podział historii w sposób, który odzwierciedla to co się w niej dzieje. 


Zostając przy motywach fantasy, mamy serię Victorii Schwab, The Archived, która nie doczekała się do tej pory trzeciego temu (chociaż takowy był w planach, ale nie udało się autorce dogadać z wydawnictwem), ale można przeczytać wszystko co zostało wydane do tej pory (z nowelkami) w jednym tomie - The Dark Vault. Tylko trochę tutaj sytuacja jest trochę odwrócona, bo zmienił się format historii - bo to ciała ludzi po śmierci stają się książkami, które są przechowywane na półkach a ich życie może być czytane przez Bibliotekarzy. 


Następna książka o książkach (a może raczej lepiej byłoby nazwać to serią?) to Cień wiatru Carlo Ruiz Zafona, chyba najbardziej znany tytuł z tego rodzaju. Jako młody chłopak w 1945 roku, Daniel zostaje zaprowadzony przez swojego ojca do Cmentarza Zapomnianych Książek, gdzie ma wybrać jedną książkę - która zostanie książką jego życia - a którą chce zdobyć tajemniczy człowiek, by ją spalić. Mało? To wyobraźcie sobie, że to wszystko dzieje się w Barcelonie a sam klimat powoduje, że czasami trudno stwierdzić co dzieje się naprawdę, a co jest urojeniem. 


Zostając w podobnym okresie historii, no, może cofając się w czasie, bo do 1939 roku i historii Liesel mieszkającej u rodziny zastępczej w Molching. Dziewczynka dorasta w ciężkich czasach, jednak dzięki innym ludziom oraz książkom, które kradnie, jest w stanie dostrzec piękno. Co odróżnia tę książkę od innych jeszcze bardziej to to, że jej narratorem jest Śmierć. Jest to oczywiście Złodziejka książek Markusa Zusaka. 


A jeśli wolicie obyczajówki, to też się coś znajdzie. Między książkami Gabrielle Zevin to histoaria właściela podupadającej księgarni, który po śmierci żony stara się poukładać swoje życie na nowo. Jego życie zmienia odnalezienie porzuconej sieroty. I tym razem jestem pod wrażeniem konstrukcji tej historii, bo każdy rozdział jest niczym zamknięta historia, która później łączy się w całość. 


Jeśli lubicie czytać książki w których głównym motywem (albo mocno przewijającym się) są książki i wszystko co z nimi związane? Dajcie znać jakie tytuły przychodzą Wam jeszcze na myśl, a może macie jakąś swoją ulubioną? Ja tak jak już wcześniej wspominałam mam słabość do tych z elementami fantastycznymi - jeśli macie podobnie, sprawdźcie ofertę fantastyki na stronie księgarni TaniaKsiążka.pl. 


20:09

[K-pop w książkach] Lyla Lee - I'll Be the One

[K-pop w książkach] Lyla Lee - I'll Be the One



Kolejna książka w naszej (a raczej mojej, bo to ja to wszystko czytam) podróży po książkach z k-pop w tle, to I’ll be the One, którą napisała Lyla Lee. Tytuł ten nie doczekał się jeszcze polskiego wydania - a szkoda, bo jak na razie okazał się najlepszą książką z wątkiem k-popu, którą miałam okazję przeczytać. A przynajmniej jeśli chodzi o oryginalność w porównaniu do tego co już miałam okazję przeczytać - w końcu K-pop tajne przez poufne oraz Lśnić były do siebie na tyle podobne, że momentami śmiałam się, że czytam tę samą książkę, ale w innej okładce. 


Czego nie mogę powiedzieć o I’ll be the One. Chociaż po raz kolejny mamy dziewczynę, która marzy o tym, żeby zostać gwiazdą k-popu, tak tym razem oprócz znanej dobrze historii o tym jak ciężki jest show biznes dostajemy coś więcej. Główna bohaterka, Sky Shin, jest biseksualną Koreanką mieszkającą w Stanach Zjednoczonych, której figura jest daleka od standardów piękna w Korei a już w ogóle jeśli chodzi o koreański show biznes (krótko i dosłownie mówiąc: jest plus-size). Zupełnie nie przeszkadza jej to jednak we wzięciu udziału w przesłuchaniach do koreańskiego talent show w którym poszukiwane są osoby z potencjałem na stanie się gwiazdą. 


I bardzo dobrze, bo w końcu mamy bohaterkę, która jest doskonale świadoma swoich umiejętności (nie jest to szara myszka, która nie wie, czemu wszyscy się nią zachwycają) oraz jest gotowa na to co może ją spotkać ze względu na swoją sylwetkę. A zdaje sobie z tego sprawę całkowicie, bo musi się z tym mierzyć codziennie ze względu na podejście do tej kwestii jej własnej matki. W ogóle jestem mile zaskoczona tym jak w tak stosunkowo krótkiej książce udało się zmieścić dobry wątek relacji Sky z rodzicami - zarówno właśnie z matką jak i z ojcem. Sposób w jaki zostały one przedstawione nie zdarza się zbyt często w powieściach młodzieżowych. 


Relacje z innymi postaciami też są na plus. Bo z jednej strony mamy wątek romantyczny, który może nie był niczym odkrywczym, ale przynajmniej miałam wrażenie, że mógł się rozwinąć w odpowiednim czasie i w odpowiedni sposób. Dodajmy do tego również pokazanie, że mimo brania udziału w konkursie i rywalizacji, dziewczyny mogą się wspierać! Oczywiście, są też postacie negatywne, ale jednak tych pozytywnych relacji było na tyle więcej, że byłam zdziwiona do tego stopnia że co chwilę spodziewałam się, że zaraz wyjdzie jakaś drama. 


I’ll Be the One dużo zyskało na tym, że cała akcja dzieje się w Stanach Zjednoczonych, przez co wydaje się nie dość, że bardziej oryginalna (w porównaniu do innych tytułów z k-popem w tle), ale mimo tego porusza kwestie dotyczące koreańskiego społeczeństwa w trochę inny sposób. Wydaje mi się, że to dzięki temu, że autorka również jest Koreanką mieszkającą w USA to udało jej się uchwycić to historię w sposób bliski jej sercu. 


Jeśli chodzi o samą kwestię przedstawienia k-popu - na tyle na ile o nim mowa, bo nie ma tego zbyt wiele, nie mogę się do niczego przyczepić. Zarówno pokazano ile pracy trzeba włożyć w przygotowania i treningi, żeby coś osiągnąć, jak i jak bezwzględne jest postrzeganie kanonów urody. A do tego wspomniano o artystach z Korei (bo nie tylko k-popowych), których warto znać (m.in. Epik High, czy Ailee). 


Podsumowując, I’ll Be the One jest pouczającą, ale nie moralizatorską historią, która może być ciekawą lekturą zarówno dla osób zainteresowanych k-popem, ale również dla tych, którzy chcą miło spędzić czas. Chociaż nie ma w niej niczego odkrywczego, a momentami ilość tematów, która została poruszona może irytować (bo jest tego wszystkiego dość sporo), to bardzo miło spędziłam czas poświęcony na lekturze tej książki. Nieśmiało liczę na to, że chociaż na razie nic o tym nie słychać, to w niedalekiej przyszłości pojawi się druga część tej historii. 


Książki z k-popem w tle: 

K-pop tajne przez poufne

Lśnić


20:57

Co z tym YA?

Co z tym YA?


Czy ktoś mi może powiedzieć co się dzieje z YA? 


Może zapytam trochę inaczej, czy ktoś oprócz mnie zauważył, że w świecie YA (jeśli można to tak nazwać) dzieje się coś dziwnego? A żeby Wam dokładnie wyjaśnić o co mi chodzi, przejdziemy przez tok myślowy, dzięki któremu doszłam do takiego wniosku. Zapnijcie pasy. 


Wszystko zaczęło się od tego, że próbowałam sobie przypomnieć jaki był ostatni największy hit wydawniczy YA. Wiecie, taki naprawdę duży, który wszyscy czytali i który spowodował, że powstała MASA książek o podobnej tematyce. Tak jak to było na samym początku, a przynajmniej w momencie, który ja uznaję za początek, czyli w przypadku Harry’ego Pottera oraz później, kiedy pojawił się Zmierzch czy nawet później w przypadku Igrzysk śmierci. Ktoś może powiedzieć, że wszystkie te tytuły to fenomeny i że fenomeny mają to do siebie, że nie zdarzają się zbyt często, ale patrząc na to jak przez kilka lat jeden ustępował drugiemu i obecny brak, wydaje się dość…

Zastanawiający. 


Może to kwestia promocji? Teoretycznie możliwości promocji książek jest więcej niż było kiedyś, ale może to właśnie przez ten nadmiar, nic tak naprawdę się nie wybija? Ciągłe porównania, hasła o następcach popularnych tytułów już dawno nauczyły czytelników, żeby zbyt nie wierzyć w zapewnienia na okładkach. Wrażenia nie robi również informacja o wykupionych prawach do ekranizacji - obecnie co druga bardziej promowana książka posiada taką informację. Przy czym wszyscy dobrze wiemy, że samo wykupienie praw, to dopiero początek długiej drogi, do końca której dociera tylko kilka projektów. 


A może to dlatego, że wydawnictwa zobaczyły ile mogą zarobić na czytelnikach YA i postanowiły iść na ilość a nie na jakość? Bo w końcu nie od dzisiaj wiadomo, że na właśnie na tej grupie docelowej można dobrze zarobić, bo czyta ona dużo i potrafi wydać dużo na książki (plus lubi się chwalić w internetach swoimi zakupami, więc część promocji dostają gratis), więc po co robić, jeśli można zarobić, ale się nie narobić? I mówię to głównie o zagranicznych wydawnictwach, bo jeśli chodzi o te polskie, to sytuacja wygląda jeszcze inaczej. Wiecie, na niekorzyść polskich wydawnictw działa to, że coraz więcej osób zna język angielski na takim poziomie, że jest w stanie czytać książki w tym języku, plus sam dostęp do nich jest coraz łatwiejszy (o czym już nawet pisałam), więc wiedzą, że powinni wydawać sprawnie (ktoś pamięta, jak na tłumaczenie kolejnych części Harry’ego czekało się ponad rok?) bo inaczej część czytelników zdecyduje się na sięgnięcie po oryginał (ale o tym i o innych wyzwaniach przed polskimi wydawnictwami mam nadzieję, że porozmawiamy innym razem). Patrząc jednak szerzej z obu perspektyw (polskiej i zagranicznej) - na rynku YA robi się coraz ciaśniej i z roku na rok trudniej znaleźć niszę (nie mówiąc już o jakimś większym hicie wydawniczym). 


Zatrzymajmy się jeszcze nad grupą docelową. Wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerowałyby, że książki z gatunku YA - czyli Young Adult, jak sama nazwa wskazuje będą targetowane do młodzieży. Trochę młodszej lub starszej, ale jednak młodzieży. Po części nadal tak jest, jednak mam wrażenie, że trochę przez przypadek powstała jeszcze jedna, dość wierna grupa odbiorców YA o której istnieniu wydawnictwa zdają sobie sprawę - a mianowicie osoby, który zaczytywały się w tego rodzaju książki, kiedy były grupą docelową i mimo tego, że dorosły nadal je czytają. Co nie dość, że nie jest niczym złym, tak może wynikać z bardzo prostej przyczyny - coraz częściej pojawiają się wątpliwości co do tego co powinno być uznawane za YA, a co już nie (tutaj odsyłam Was do świetnego posta u Ultramaryny na ten temat). Do tego jeszcze dochodzi wciskanie na siłę autorek fantasy do YA, bo przecież kobiety nie są w stanie napisać pełnoprawnego fantasy a w grupie docelowej młodzieżówek mamy więcej płci żeńskiej, więc przecież będzie to łatwiej sprzedać. 


W tym momencie, YA to dla mnie swego rodzaju wydmuszka, która kiedyś coś znaczyła a w tym momencie teoretycznie może być literaturą skierowaną do młodzieży, ale nie musi. Co przyczynia się w dużej mierze również do przepełnienia rynku. Książki z tego gatunku są też jednymi z najbardziej promowanych książek (i to na wielu płaszczyznach), jednak taka promocja wcale nie daje większych efektów (dawno nie było tytułu na miarę poprzednich fenomenów).


Z jednej strony to wszystko powoduje, że mam wrażenie, że YA takie jako znamy umiera. Ale jak coś, co nadal generuje tyle książek może umrzeć? Jak myślicie, czy nastąpi moment, w którym YA wróci do tego czym było - czyli literaturą dla młodzieży, a książki, które znalazły się w tym gatunku tylko ze względu na promocję (i płeć autorki) dostaną nową etykietkę? 


A może pojawi się zupełnie nowy gatunek, który zmiecie z planszy wszystko co znamy i pojawią się nowe zasady gry? 


14:02

Subiektywny przegląd k-popu - II połowa 2020

Subiektywny przegląd k-popu - II połowa 2020



Minęło kolejne pół roku w którym momentami wydawało się, że nowa muzyka od k-popowych zespołów (a może nawet lepiej napisać twórców) pojawiała się codziennie (i w niektórych momentach tak było). Druga połowa 2020 charakteryzowała się znacznym przebudzeniem w samej branży (bo tyle tego wychodziło w tak krótkim czasie). Dla mnie osobiście był to czas, w którym przekonałam się do kilku piosenek artystów z którymi zazwyczaj nie mam po drodze - ku miłemu zaskoczeniu. Ale o tym za chwilę. 


Subiektywny przegląd k-popu - I połowa 2020



Zaczniemy jednak od dwóch płyt, którymi jestem zachwycona w całości. W moim odczuciu nie ma na nich ani jednej piosenki, której nie chciałabym słuchać, albo która by odstawała jakością. Nikogo nie powinno zdziwić, że pierwszą z nich będzie BE od BTS, ale może Was zdziwić dlaczego tak bardzo mi się spodobała. Słuchając jej po raz pierwszy, miałam wrażenie, że ktoś otulił mnie ciepłym kocykiem. Wrażenie nie tylko ze mną zostało, ale to właśnie BE stało się jedną z dwóch płyt (pierwszą było 25 od Adele) przy której zasypiam. Jeśli chodzi o utwory, które szczególnie polecam, to oprócz bijącego wszelkie rekordy Dynamite (z którym mam obecnie relację love-hate), promującego płytę Life Goes On, szczególnie polecam Dis-ease




Drugą płytą, którą polecam w całości jest Travel od Mamamoo. Jeśli chodzi o brzmienie, jest zdecydowanie bardziej różnorodna niż BE, jednak każda z piosenek ma w sobie to coś, co powoduje, że chce się ich słuchać. Szczerze mówiąc, tytuł tej płyty jest idealny w odniesieniu do jej zawartości, bo faktycznie słuchając Travel przeżywamy muzyczną podróż przez różne klimaty. Moje ulubione utwory? Na pierwszym miejscu jest Diamond, zaraz po nim AYA (które po pierwszym przesłuchaniu może nie wpaść do ucha, ale im dłużej się słucha, tym bardziej się ją docenia) oraz Dingga. Bo radosnych piosenek w 2020 potrzeba było więcej niż mniej. 




W drugim comebacku w 2020 nie zawiodło również Tomorrow x Together. I chociaż może na początku brakowało mi ich trochę mocniejszego brzmienia, tak naprawdę szybko przekonałam się do tego, że ich concept w Blue Hour czy We Lost the Summer pasuje do nich jak do nikogo innego. Natomiast ogromnym zaskoczeniem było dla mnie to, że w końcu wpadły mi do ucha piosenki Stray Kids. Ich muzyka, jeszcze sprzed debiutu podobała mi się, ale niestety potem nasze drogi się rozeszły. Aż do Back Door, które nie dość, że wpadło mi w ucho, to zaimponowało mi choreografią. I to właśnie dzięki tej piosence przekonałam się również do God's Menu i teraz jestem ciekawa, czy ich kolejny comeback również przypadnie mi do gustu. 







Gdybym miała wybierać, to dużo bardziej podobała mi się odsłona Twice w drugim półroczu. More&More nie było złe, ale to w I can’t stop me zakochałam się od pierwszego  przesłuchania (i nawet próbowałam nauczyć się choreografii, co mi oczywiście nie wyszło, ale oznacza to, że naprawdę mi się podobało) - może to kwestia wszędobylskiego retro. Natomiast to Cry for me jest dla mnie obecnie najlepszą piosenką Twice, która pokazuje ich chyba najbardziej dojrzałą odsłonę. Jestem bardzo ciekawa, co zaprezentują w tym roku. Wracając do klimatów retro - GFRIEND wydały MAGO w momencie, kiedy miałam lekki przesyt tym tematem, jednak nie mogłam nie dać się porwać zarówno piosence jak i teledyskowi (który dla mnie jest najlepszym teledyskiem w klimacie disco w kpopie w tym roku). Nie obyło się również bez niespodzianek. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawiła się piosenka BLACKPINK, którą jestem w stanie słuchać nieirocznicznie (nie mogę jedynie znieść choreografii, która psuje mi odbiór całości). Lovesick Girls spowodowało, że w końcu poczułam emocje z ich strony. Może i słodko-gorzkie, ale była to miła odmiana od ich typowej twórczości i mam nadzieję, że nie będzie to ich ostatnia odsłona w takim wydaniu. 





Bardzo dobrze radzą sobie też dziewczyny z czwartej generacji k-popu. Zarówno Itzy, których Not Shy podobało mi się dużo bardziej niż ich wcześniejszy Wannabe Me (plus bardzo się cieszę, że zaczynają łączyć swoje występy i śpiew na żywo), jak i Everglow, które moim zdaniem są takim czarnym koniem - ich comeback z La Di Da idealnie wpasował się w klimaty retro panoszące się w k-popie w tym roku, ale jednak był trochę inny (przez inny mam na myśli, że ciemniejszy/mroczniejszy niż w przypadku innych zespołów). 




Kolejny przypadek w którym przekonałam się w końcu do piosenki zespołu z którym zazwyczaj mi nie po drodze, to Why Not od LOONA, które imponują mi zmianami formacji podczas tańca - przy tylu osobach uważam, że to nie lada wyczyn. Zostając przy stronie tanecznej występów, nie mogłabym nie wspomnieć o choreografii, która zaprezentowała Chungha do jej kolejnego singla zapowiadającego pierwszy pełny album. Dream of You to piosenka, która od premiery nie schodziła z najbardziej odtwarzanych przeze mnie piosenek. A przegląd k-popu zamykają Dreamcatcher z BOCA, które po raz udowadniają, że można robić coś innego w k-popie niż cała reszta. 





Gdybyście sami robili listę najlepszych piosenek k-popowych z drugiego półrocza 2020 jakie utwory by się tam znalazły? A może macie kogoś, kto Was wyjątkowo rozczarował? Moją listę piosenek wraz z występami znajdziecie w tym miejscu.




18:38

[eM dramy] 10 koreańskich dram z 2020 do obejrzenia w 2021

[eM dramy] 10 koreańskich dram z 2020 do obejrzenia w 2021



 Minął kolejny rok w którym pojawiło się więcej nowych k-dram niż ktokolwiek jest w stanie obejrzeć - no chyba, że ogląda tylko dramy i nie robi niczego innego (jeśli istnieje praca, która zakłada taką możliwość, dajcie namiary!). To również kolejny rok, podczas którego obejrzałam mniej niż chciałam. Dlatego postanowiłam kontynuować tradycję i również w tym roku podzielić się z Wami listą dram z 2020 roku, które albo obejrzałam i polecam, albo których nie obejrzałam, ale chciałam obejrzeć i mam cichą nadzieję, że jednak mi się to uda. Kiedyś. 


Poprzednie edycje: k-dramy z 2018 roku ll k-dramy z 2019 roku





Itaewon Class to drama, która z tego co słyszałam nie przypadła wszystkim do gustu, ale uważam, że warto się jej przyjrzeć - nie dość, że jest ona na podstawie popularnego webtoona, to została w niej poruszona ogromna liczba tematów, których trudno znaleźć w innych - nie dość, że dobitnie pokazane są zasady, którymi kieruje się społeczeństwo, tak podejmowane są również tematy dotyczące mniejszości - zarówno rasowych jak i seksualnych. Przyznam się, że potrzebowałam czasu, żeby wkręcić się w oglądanie The King: Eternal Monarch - głównie ze względu na brak czasu. Jednak kiedy wróciłam do oglądania, okazało się, że jest to dokładnie to czego potrzebowałam - bajka z księciem na białym koniu opierająca się w głównej mierze na światach równoległych. Trzecią, a zarazem ostatnią dramą, którą zaczęłam oglądać w 2020 jest It’s Okay Not to Be Okay, o którym sama dużo nie mogę jeszcze powiedzieć (bo jestem na trzecim odcinku od dwóch miesięcy), ale bardzo podoba mi się jej klimat, jak to było mi zachwalane, taki w stylu Tima Burtona. Podoba mi się także jak bardzo różnią się od siebie główni bohaterowie - mamy tu empatycznego pracownika szpitala psychiatrycznego oraz antyspołeczną autorkę opowiadań dla dzieci. 



A teraz przejdziemy do k-dram, których nie miałam okazji obejrzeć, ale chciałabym to zrobić. Zaczniemy od Start-Up, której tytuł wydaje mi się wyjaśniający sam w sobie o czym ona będzie - czyli o biznesie i start-upach. Co więcej, widziałam komentarze ludzi z wykształceniem biznesowym (które podobno posiadam), którzy mówią, że świetnie im się z tej perspektwy oglądało. Następnie mamy Record of Youth, którym zainteresowałam się, bo w głównych rolach mamy Park Bo Guma (czyli naczelnego miłego chłopca Korei, chyba że akurat nie jest miłym chłopcem) i Park So Dam (którą możecie kojarzyć z Parasite). Sama historia to podążanie młodych za marzeniami i próba odnalezienia się w dorosłym życiu. Kolejną ekranizacją webtoona na liście jest True Beauty, czyli historia nastoletniej dziewczyny, która odmienia swoje życie dzięki makijażowi. Drama jest ostatnio na językach, ze względu na to, że dopatrzono się, że sam webtoon wygląda na swego rodzaju fanfiction, gdzie głównymi bohaterami jest sama autorka i… Jin z BTS. Natomiast When the Weather is Fine wydaje się klimatyczną historią wiolonczelistki i właściciela księgarni w małym mieście. 




Extracurricular to historia trójki uczniów liceum, którzy zaczynają popełniać przestępstwa, aby zarobić pieniądze. Mr. Queen natomiast to coś, co już dawno chciałam obejrzeć w wydaniu koreańskich dram - czyli historia współczesnego faceta, który nie tylko przenosi się w czasie, ale dodatkowo budzi się w ciele kobiety. I to nie byle jakiej, bo samej królowej. Tale of the Nine-Tailed to nie tylko k-drama w której gra Lee Dong Wook (czyli Ponury Żniwiarz z Goblina), ale również historia w której mamy mityczne stworzenie - Gumiho. 


Jeśli oglądacie k-dramy, koniecznie dajcie znać jaka była Wasza ulubiona drama w 2020 roku? A może też nie udało Wam się czegoś obejrzeć i chcecie to nadrobić w 2021 roku? Koniecznie dajcie znać! 


A jeśli chcielibyście poczytać więcej o k-dramach, to coś ciekawego na pewno znajdziecie tutaj. 



20:49

Zagraniczne zapowiedzi: styczeń 2021

Zagraniczne zapowiedzi: styczeń 2021


Znowu wróciliśmy do momentu w którym kalendarz zagranicznych wydawnictw jest dość mocno zajęty - a co za tym idzie, możemy spodziewać się większej liczby nowości, które pojawią się w języku angielskim, a które mogą w przyszłości znaleźć się na polskim rynku. Tak, to było jedno zdanie. Gdybym musiała pogrupować te zapowiedzi, stworzyłabym zapewne trzy grupy i dała im następujące etykiety: Mitologia grecka, Aranżowane małżeństwo, oraz Kontynuacje


Alexandra Bracken - Lore

Premiera: 5 stycznia 2021




Co siedem lat zaczyna się Agon. Jako kara za przeszłe powstanie, dziewięciu greckich bogów zmuszonych jest do przemierzania ziemi jako śmiertelnicy, tropieni przez potomków antycznych rodów, którzy chcą ich zabić, by posiąść ich boskie mocy i nieśmiertelności. 

Dawno temu, Lore Perseous uciekła z tego brutalnego świata w wyniku sadystycznego morderstwa jej rodziny przez wrogi ród, odrzucając obietnicę łowców o wiecznej chwale. Przez lata odsuwałą od siebie każdą myśla o zemście na mężczyznach - teraz bogach - odpowiedzialnych za śmierć jej rodziny. Jednak kiedy następne łowy zbliżają się do Nowego Jorku, dwóch uczestników szuka jej pomocy: Castor, przyjaciel z dzieciństwa Lore o którym myślała, że dawno nie żyje, oraz śmiertelnie ranna Atena jedna z ostatnich pierwotnych bogów. 

Bogini oferuje sojusz przeciwko ich wspólnemu wrogowi i, w końcu, możliwość dla Lore na opuszczenie Agon na zawsze. Jednak decyzja Lore, by związać swój los z Ateną i ponownie dołączyć do łowów, będzie miała śmiertelną cenę - i nadal może nie być wystarczająca, by zatrzymać powstanie nowych bogów z mocą, która jest w stanie powalić ludzkość na kolana. 


Natalie Haynes - A Thousand Ships

Premiera: 26 stycznia 2021




To jest wojna kobiet, tak samo jak wojna mężczyzn. Czekały zbyt długo na swoją kolej. To nigdy nie była historia jednej kobiety, lub dwóch. To była historia ich wszystkich. 

W środku nocy kobieta budzi się, żeby zobaczyć, że jej ukochane miasto jest całe w płomieniach. Dziesięć lat niekończącego się konfliktu między Grekami a Troją dobiegło końca. Troja upadła. 

Od kobiet z Troi, których losy są teraz w rękach Greków, przez amazońską księżniczkę, która walczyła z Achillesem, przez Penelopę, która oczekiwała powrotu Odyseusza, do trzech bogiń, których kłótnia rozpoczęło wszystko. To historie kobiet, których życie, miłość i rywalizacje zostały na zawsze zmienione przez długą i tragiczną wojnę. 


Dana Swift - Cast in Firelight (Wickery #1)

Premiera: 19 stycznia 2021



Adraa jest następczynią tronu Belwar, utalentowaną czarownicą na progu przystąpienia do królewskiej ceremonii testu oraz dziewczyną, która chce udowodnić swoją wartość swoim poddanym. Jatin to następca tronu Naupure, czarodziejem, który opanowały wszystkie dziewięć kolorów magii i chłopcem, który obawia się wrócić do domu po raz pierwszy od czasów dzieciństwa. 


Razem, ich aranżowane małżeństw ma zjednoczyć dwa najpoteżniejsze królestwa Wickery. Jednak po latach rywalizacji z bezpiecznej odległości, Adraa i Jatin zgadzają się tylko w jednej kwestii: ich ponownie spotkanie nie będzie słodkie. Jednak przeznaczenie ma inne plany, a kryminalny świat Belware nagle wykonuje ruch w celu przejęcia kontroli, ich drogi się krzyżują. I żadne z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, kim jest drugie, zamiast tego przyjmują oddzielne, sekretne tożsamości. 


Pomiędzy unikaniem śmiertelnych zaklęć i utrzymywaniem swojej tożsamości w tajemnicy, para musi nauczyć się ufać sobie w celu odkrycia prawdziwego zagrożenia. Teraz los Wickery jest w rękach rywali? Narzeczonych? Partnerów? Kimkolwiek są, to skomplikowane. 




I jak zwykle w przypadku kontynuacji historii, daję jedyne znać, że się pojawią - w końcu nie chcemy przez przypadek dzielić się tym, co się wydarzyło w poprzednich częściach, prawda? Chociaż w moim przypadku to może być też kwestia tego, że nie jestem pewna, czy pamiętam wszystko co się w nich działo. Szczególnie w przypadku The Mask Falling Samanthy Shannon, czyli wyczekiwanej czwartej części Czasu Żniw (premiera: 26 stycznia 2021). Natomiast A Vow So Bold and Deadly Brigid Kemmer to trzecia i ostatnia część Cursebreakers (premiera: 26 stycznia 2021)


A na co Wy czekacie w styczniu, jeśli chodzi o popkulturę (nie muszą to być koniecznie książki)? 



Copyright © eM poleca , Blogger